czwartek, 13 sierpnia 2009

Pierwszy trefniś Rzeczypospolitej












"Nicea albo śmierć" - mieszczańsko-konserwatywny Comandante en Jefe
polityk wzywający do przestrzegania "prawa i porządku" i apelujący o "silne państwo", maszeruje w demonstracji "przeciw przemoc policji", która pacyfikowała gwałtowną rozróbę podczas łódzkich juwenaliów; ale czego się nie robi, by zdobyć popularność

kombinacje z drugim imieniem, z Jana Marii zrobił się Jan Władysław, potem został już tylko Jan
"premier z Krakowa" - polityk, który proklamuje się premierem przed wyborami, i to bez uzgodnienia z własną partią. Przebieranie nóżkami w pędzie do władzy nie zdało się na nic
bezlitosny twardziel polityczny: "Litość okazywać należy głodującym dzieciom w Afryce. W polityce nie ma na nią miejsca" - i został potraktowany według tej zasady
samorodny talent aktora kabaretowego - pewnej niedzieli w Radiu ZET do jego rozmowy z Moniką Olejnik wtrącił się Roman Giertych. Olejnik wyjaśniła słuchaczom: "To nie mój głos, tylko Romana Giertycha". Rokita na to : "Domyślam się, ma trochę grubszy organ." Zebrani zaczęli dusić w sobie śmiech, po chwili śmiali się już na całego. Rokita zdziwiony: "Państwo się śmieją, o co chodzi? Nie da się mówić, jak wy pękacie ze śmiechu. Pani Moniko, proszę uspokoić towarzystwo."

ponoć "polityk-intelektualista" - jego intelektualizm objawiał się np. w andronach o "binarnym charakterze republik"
gentleman publicznie mówiący: "moja żona z dużą premedytacją i wewnętrzną radością udaje głupka"

"Biją mnie Niemcy" - krzyczał, że nie z nim takie numery, że nie pozwoli by mu Niemiec płaszcz tarmosił. Monachijska prokuratura domaga się od niego grzywny 3 tys. euro - Jan Rokita zrobił się grzeczny.
I taka pocieszna figura dostawała od "Dziennika" 30 tys. miesięcznie. Za co? Za smażenie krótkich komentarzy, dwa-trzy tygodniowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz