środa, 5 sierpnia 2009

Rząd Tuska celowo niszczy budżet państwa?

Grzegorz Kołodko na łamach "Rzepy" oskarża rząd Tuska o świadome i celowe działanie na rzecz zwiększenia deficytu budżetowego. Poważne oskarżenie. Czy Profesor nie chlapnął czegoś nieprzemyślanego, znany jest z niewyparzonego języka?

Kołodko: Kryzys polityki polskiego rządu - Rzeczpospolita

Deficyt rośnie w postępie galopującym, wiadomo, że będzie znacznie większy niż to szacowały nawet pesymistyczne prognozy w początku roku. To samo dotyczy finansów ZUS-u. Z gmin dochodzą informacje o dużym spadku dochodów z podatków lokalnych. Tymczasem wzrost gospodarczy o wskaźniku 0,7 % (dane za pierwszy kwartał br.), wzrost którym tak się chwalimy na tle innych gospodarek Europy, notujących spadek, nie tłumaczy aż takiego zmniejszenia się dochodów do budżetu. Wbrew oklepanej mantrze o nadmiernych w Polsce wydatkach tzw. socjalnych państwa (twierdzenie to ma u nas status niemal artykułu wiary) - te również znacząco nie wzrosły w tym roku (to pierwszy rok, gdy poważnie zmniejszyła się liczba osób pobierających emerytury pomostowe). Pierwsza przyczyna radykalnego spadku dochodów budżetu i ZUS-u to kumulacja skutków kilkuletniej polityki obniżania podatków i innych "haraczy", jak to u nas przywykło się patriotycznie nazywać obciążenia finansowe na rzecz wspólnego dobra. Obniżka składek, emerytalnej i rentowej, zwolnienie najbliższej rodziny od płacenia podatku spadkowego, wreszcie tegoroczna obniżka podatku dochodowego - wszystkie korzystne przede wszystkim dla zamożniejszych. Jak widać, mit symbolizowany tzw. krzywą Laffera - jak to obniżanie obciążeń fiskalnych do tzw. optimum powoduje zwiększenie dochodów z tych obciążeń, pokazał swą nikłą wartość. Nie przeszkodzi to oczywiście rzeszy ekspertów i publicystów nawoływać do dalszego obniżania "haraczy" - powiedzą, żeśmy tego lafferowego optimum jeszcze nie osiagnęli, i obniżajmy podatki dalej, na pewno wreszcie zadziała...Ale spadek dochodów budżetowych jest większy, niż by to wynikało z obniżki "danin" (kolejne patriotyczne określenie składania się dla Ojczyzny). Swoje zrobiło wyraźne zelżenie kontroli skarbowej, czym rząd się wprost chwalił - skuteczność ściągania "danin" znacząco spadła.

Czy tylko chodzi o skutki niefrasobliwej polityki fiskalnej? Czy można rządowi czynić zarzut świadomego zaniechania działań na rzecz ratowania budżetu? Trzeba by przeanalizować dokładnie wiele decyzji rządu, jak np. głośne polecenie, by ZUS brał kredyt na warunkach komercyjnych. Można chyba zaryzykować przynajmniej twierdzenie, że rząd niespecjalnie stara się, by ograniczyć deficyt finansów publicznych. Apres nous le deluge, dotrwajmy do wyborów prezydenckich, a potem się zobaczy? Nie, rząd Tuska wcale nie jest - jak to się zwykło mówić - rządem o programie ograniczonym do przetrwania do najbliższych wyborów. Ten rząd ma swój program, którego nie eksponuje, ale ten właśnie program chce realizować z uporem i konsekwencją. To program doprowadzenia neoliberalnej wersji "transformacji" do końca, do stanu trudno potem odwracalnego. Rząd Tuska chce poprzez rujnowanie finansów publicznych doprowadzić do komercjalizacji i prywatyzacji jak największej części sektora publicznego - edukacji, nauki, kultury, służby zdrowia, opieki społecznej. To idee fixe Platformy Obywatelskiej od początku - dotąd jednak rząd miał ograniczone instrumenty wprowadzania w życie neoliberalnego projektu redukowania sektora publicznego do minimum. Przeszkadzał mu prezydent, opozycja, związki zawodowe. Gdy sektor publiczny stanie w obliczu dosłownie braku środków - wtedy będzie można go szybko sprywatyzować, głosząc, że to jedyny sposób ratunku. Taktyka doskonale znana z innych krajów - vide "Doktryna szoku" Naomi Klein. Wspomiany przez Kołodkę inny ukryty cel rządu - by za bezcen sprzedawać udziały Skarbu Państwa, powołując się na pilną potrzebę ratowania budżetu, też gra tu rolę; ja bym jednak wypunktował bardziej zamiar prywatyzacji jak nawiększej części sektora publicznego. Neoliberał (obojętnie - doktrynerski czy pragmatyczny, tj. beneficjent neoliberalnej polityki) nie spocznie, póki nie zlikwiduje ile się da publicznych szkół, przedszkoli, szpitali, muzeów, domów kultury. Choćby dla zasady.

2 komentarze:

  1. Dochodzi u nas do sprzezenia taktyki szoku z neoliberalnymi dogmatami - ich wyznawcy w naszym kraju sa wyjatkowo zacietrzewieni. Trzeba chyba przyznac Zizkowi racje, iz w dwoch krajach - we Wloszech i w Polsce - skupiaja sie niczym w soczewce tendencje, ktore wyznaczaja kierunki przeobrazeniom naszego swiata. Jednak Wlochy wydaja sie byc o krok dalej; Tusk jeszcze nie jest tak poteznym medialnym hegemonem, a i nie jest tak kontrowersyjny, wojska nie wyprowadzil na ulice, lecz mimo to wydaje sie byc miniaturowa i poddana sublimacji wersja Berlusconiego, w strawniejszej estetycznie formie, akceptowalnej na skutek propagandowych zabiegow.

    pozdrawiam i zycze powodzenia na nowym - starym blogu

    Krzysztof T

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam pierwszego gościa, który zostawia ślad:). Oczywiście, to tylko domniemanie, ale można - ostrożnie - zaryzykować twierdzenie, że rząd nieprzesadnie martwi się, że mu zabraknie na szkoły, szpitale czy placówki kultury,a brak środków bedzie wykorzystany jako pretekst do forsowania prywatyzacji lub przekazywania sektora publicznego całkowicie samorządom (co w naszych realiach powoduje czesto likwidacje placówek lub ich ukrytą prywatyzację - samorządy nie mają dość środków, a jednocześnie nie mają obowiązku np. utrzymywania przedszkoli, wiadomo z doświadczenia, że oszczędzają przede wszystkim na kulturze oraz edukacji)
    Póki co, nie dostali niewidomi na swe potrzeby edukacyjne. Symptomatyczne, że ten rząd uderza w potrzeby właśnie takich grup.

    dziękuję i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń